Właśnie, Alex grał o okrutnej porze, bawiło się wtedy może ze dwadzieścia osób, ale było przynajmniej kilku dobrych wariatów pod sceną i jeden gość solidnej postury tuż przy wyjściu, który nie mógł wytrzymać i zapytał mnie: "Kto to wszystko posprząta?"

. Zresztą Carlo Calabro, który grał między 18:30 a 19:30, czyli kiedy było więcej osób i co ważniejsze - było cieplej, wcale znacznie większej publiki nie zgromadził. Ja już po tych kilku godzinach w koszulce z krótkim rękawem miałem dość, mogłem posłuchać tylko pierwszej połowy seta IN i musiałem zbierać się na autobus, bo powrotny z
Palczyc (haha, motyw z autobusu) o 7.22.
Co było: na początek "Find", chwilę później "Elektra", "The Morning Feeling" (które funkcjonuje też jako "The Feeling After"

), remiksy do "Find Yourself" oraz "Out of the Sky", jak i do kawałka pvd.
Śledziłem na bieżąco wszystko, co działo się na każdej ze scen, ale najwięcej czasu i tak spędziłem na Fly with Me i Run to the Sun. Na pierwszej istotnie był niezły chaos. Tuż po 19 wpadłem tam na seta Poziom X, a zobaczyłem zapowiedź Mindfuckers. Poziom wystartował dopiero godzinę później i grał dość długo, prawie do 22. Było surowo i sążniście, jak przez całą noc na FWM, ale na koniec zagrał "Lullaby" The Cure, chyba w wyżyłowanym remiksie z "Balance 013" SOS, i "A New Error" Moderat. Na takim nagłośnieniu wchodzący bassline przewracał na plecy, ale niestety Fanculli akurat wtedy skończył podłączać swój sprzęt i było po zawodach. Liczyłem na jakieś wolniejsze i głębsze techno przynajmniej od jednej z gwiazd sceny, no ale nie trafiłem na taki. Oczywiście nie licząc Aether, który moim zdaniem stracił trochę ze względu na zbyt nisko położoną scenę. Była właściwie w jednej, płaskiej linii z podłogą, a dopchać się bliżej nie było wcale tak łatwo.
Na scenie RTTS też można było trafić na kawałki, które na domowym sprzęcie są OK, ale na evencie to już inne doświadczenie. Gelderen zagrał "Omen"

, w secie Wippenberga znalazło się "Front" nagrane jako Sphaera, a świetną końcówkę miał Lawrence. Najpierw konkretny uplifting o psytrancowym zacięciu, a potem "Eternal Call" Powersa. Styl Lange'a i Woodsa nie był zaskoczeniem. Mnie nie odpowiadał, ale akurat wtedy było najwięcej osób. Infected Mushroom niezłe wariaty

. Mimo to wybrałbym koncert starych wyjadaczy z Metalliki. A na głównej raczej dominowały krótkie, chwytliwe motywy, a potem duuuużo masywnych bitów. W większości też nie dla mnie, ale V_Valdi, o którego tak dopytuje Sisiek

, zagrał chyba "Maferefumeco" Einzelkinda 8).