Dobra koniec tej ciszy, widze że pan wice-prezes klubu „Tęcza” wybiera się na TE więc ja oto spróbuje pokrótce opisać to co działo się w Parczewie i okolicy bo uważam że trzeba to jakoś poukładać dla potomnych. Żeby było najprościej zaczne od początku.
Podobnie jak kiedyś w historii, wyjazd rozpoczął się w czwartkowy wieczór w mieszkaniu Bartka czyli BTSa, gdzie po moim przybyciu znajdował się już Stelmi i oczywiście Bartek. Pogadanki, wspomnienia, zdjęcia i wybiła godzina wyjazdu gdzie po drodze zebraliśmy Amnesa no i oczywiście Nexusa. Szybkie ściskanko, buziaki i w drogę w rytm bardzo dobrego seta (
M.I.K.E. - Club Illusion, Lier, Belgium (12-05-2010)). W samochodzie jak to w samochodzie, gadki szmatki, telefony i „daj głośniej”. Do Johnnego dojechaliśmy podajże około 2, zakwaterowaliśmy się, usiedliśmy przy stole i troche pogadaliśmy, a potem grzecznie poszliśmy spać. Piątkowy poranek upłynął strasznie leniwie, poznaliśmy babcie Johnnego, skoczyliśmy na chwile do miasta, padł nawet pomysł wybrania się nad jezioro ale postanowiliśmy czekac na reszte ekipy, ponieważ mieliśmy tylko jeden samochód. W międzyczasie rozmawialiśmy z Johnym który miał masę pracy. Około południa dojechali do nas Kass, Rado i ich kolega Michał. Zakupy w biedronce, a potem grill do wieczora, tematów do rozmów nie brakowało a to głównie dzięki Nexusowi który okraszał wszystko cytatami z filmu „Dom zły”. W sobote było dość ciężko wstać, ale jakoś to ogarneliśmy. Niestety nie mogliśmy się skontaktować z Johnym więc nadal siedzieliśmy na podwórku. W międzyczasie kolejny wypad do miasta podczas którego mieliśmy problemy z odpaleniem auta, akurat potem zadzwonił Johny aby jechać po Downeya :/ W związku z tym że samochód był niepewny, po Grega pojechał Amnes z kolegą Johnego, a my na miejscu czuliśmy już drobne zniecierpliwienie związane z dojazdem kolejnych formumowiczów. Aha i najważniejsze – w międzyczasie dojechała do nas przemiłą dziewczyna Johnnego – Ina. Najbardziej podobało mi się jej wejście które wyglądało tak że weszła na podwórko i po prostu koło nas usiadła

Ja po dłuższej chwili niepewności niewytrzymałem i musiałem zapytać kim jest

Potem dojechał Juma z dziwczyną i Siwym, zaraz potem Aleks z Kariną, Torpex z ekipą, Hanan, no w ogóle tak jakoś się wszyscy naraz zjechali.
Wreszcie po szybkim ogarnięciu, zjedzeniu resztek pizzy, spisaniu time table na pudełku od pizzy mogliśmy wyruszyć do Siemienia.
Samo miejsce jest naprawdę niezłe na tego typu imprezy, scena była całkiem duża, ale najlepsze ze wszystkiego na tą godzine było nagłośnienie – słychać było każdy szczegół, a jednocześnie moc zapierała dech w piersiach – idealnie. Bardzo fajna była ciężarówka Lecha, która w nocy oświetlała sporą część terenu. Poza tym dookoła nie było żadnych budynków (tzn na wprost nagłośnienia) dzięki czemu nie powracał odbity dźwięk.
Gdy przyjechaliśmy od razu ruszyliśmy w tany. Jako pierwszy grał Juma który rozpieszczał nas takimi kawałkami jak Push – Strange world, Universal Nation, Angel, Suburban Train itd.

Generalnie bardzo fajny set, z tego co widziałem gałami ruszał też Sector

Dalej grał podajże Aleks który ostro rozgrzał towarzystwo. Następnie ja zrobiłem sobie przerwę by złapać oddech przed Gregiem. Była nawet okazja pogadać z nim, jak również z Websterem czego oczywiście nie uczyniłem

W czasie przerwy miałem okazje podziwiać wspaniały pokaz laserowy, który naprawdę robił wrażenie. Wróciłem pod scene właśnie przed Websterem który o dziwo zagrał naprawdę bardzo dobrego seta, bez większych zamulaczy, tak więc po nim miałem już niezła zadyszkę, ale jeszcze wystarczająco dużo siły by tańczyć jak grał Downey. O moją kondycję troszczył się siwy podsuwając do jakiś czas browarki. W tłumie ciągle ktoś się pojawiał, ale jeśli dobrze pamietam podczas setu Grega, dołączył do mnie i Siwego BTS, Kass, Nexus i jeszcze kilka osób. Generalnie Greg zagrał przświetnego seta, w którym pod koniec zagrał – no właśnie – pytanie brzmi co to było – Aleks twierdzi że jest to Fatheadz – Sunshine, a dla mnie ten kawałek brzmi jak odświeżona Yimanya stworzona przez Filterheadz. W każdym bądź razie Aleks wrzucił to na fajsie oceńcie sami, dodam że na filmie widać co zrobił ze mną ten numer

Po secie Grega byłem już naprawdę wybiegany ale pozostał jeszcze jeden zawodnik – Torpex. Najbardziej zapadł mi w pamięci początek jego seta, z ciekawości poszedłem zobaczyć jak Wojtek miksuje te rytmy i jestem pod ogromnym wrażeniem. Razem z Nexusem podziwialiśmy kunszt np. 3 sekundowych przejść które wychodziły tak niesamowicie dobrze. Ludzie latali na parkiecie tak bardzo że na drugi dzień można było zauważyć dołek w miejscu gdzie tańczyli. Największą niespodzianką były okrzyki po tym jak skończył Torpex - „Jeszcze jeden, jeszcze jeden!”. No był bis! Powiem jeszcze, że na drugi dzień ludzie dopytywali się czy będą takie hardcorowe rytmy jak wczoraj. Jednym słowem Torpex pozamiatał po wszystkim, a po powrocie do domu Johnnego uznaliśmy że był to jeden z najlepszych setów wieczoru.
Niedziela rozpoczęła się prawdziwie rodzinnie – razem w salonie siedzieliśmy a w zasadzie – rozpierdoli*** się po pokoju jak każdy mógł – głównie na podłodze i na kanapach, i gadaliśmy o wszelkiego rodzaju pierdołach typu krowień

Wtedy też z ust Jumy padł tekst który został potem ogłoszony tekstem wyjazdu. A było tak:
Babcia Johnego przygotowała nam rosół na pokrzepienie, a Ina (dziewczyna Johnego) nam go podgrzała, w pewnym momencie usłyszeliśmy z dołu „chłopaki – rosół!” - „NIECH WJEŻDŻA”
Po rosole większość ekipy się rozjechała, została nas tylko garstka, i to głównie dlatego że JOOF nie mógł zagrać w sobotę, więc czekaliśmy na niego do niedzieli. W tym czasie rozchorował nam się Bartek, Stelmi też coś pokasływał ale jakoś dotarliśmy na impreze. Wcześniej mieliśmy przyjemność poznać Fleminga i chwile pogadać. Jego set był bardzo przyjemny choć nie porywał tak bardzo jak sobotnie. Reszty Dj nie oceniam, bo grali jakieś disko hałsy.
Wyjechaliśmy z Parczewa wczesnym poniedziałkowym porankiem, a cały wyjazd zakończył się w mieszkaniu Bartka bo zapomniałem zabrać od niego śpiwora. W zasadzie to zakończył się 15 minut później gdy rozstałem się z Nexusem na skrzyżowaniu.
Ok tak wygląda krótka relacja, czas może na jakieś subiektywne oceny.
Na początek wielkie słowa uznania dla Johnego za zorganizowanie tego wydarzenia, cała masa pracy, 3 nieprzespane noce i wszystko na głowie. Naprawdę podziwiam Cie za wytrwałość, bo pewnie większość ludzi poddała by się w połowie drogi a Ty pociągnąłeś wszystko do końca. Po drugie wielkie dzieki za nocleg i przepraszamy za wszelkiego rodzaju kłopoty
Jeśli chodzi o towarzystwo to co ja tu będe gadał

Wspomne tylko tak nieskromnie że zmieniłem zdanie o Nexusie, 3 dni spędzone na podwórku utrwaliły we mnie same pozytywne wrażenia

Niezmiernie się cieszę że była okazja spędzić więcej czasu ze Stelmim jak również z niezastąpionym Bartkiem, gadki o muzyce itp. polecam
Genialnie było znów zobaczyć się z poznanymi mi wcześniej forumowiczami – Aleksem, Sectorem, Jumą, Siwym, Hananem, Rado, oraz poznać nowych – Kass, Michała, Amnesa.
Bardzo się cieszę że udało się poznać Wojtka – Torpexa bo jakoś teraz jeszcze przyjemniej słucha mi się twardych rdzeni

Swoją drogą masz mega zakręconych kumpli, ostro wymiatali na parkiecie a do tego nałogowo wdychali dym z wytwornic dymu

Pozdrowienia dla wszystkich, jeśli kogoś pominąłem to najmocniej przepraszam.
Pozdrawiam
Kamil, Mrówa,Ant
