tymek napisał(a):Gadu wiecej sucharow z broda do kolan nie znasz

?
Broda powiadasz?

A córkę Jajemgi znasz?

Do urzędu przychodzi facet:
- Proszę Pani, chcę się inaczej nazywać!
- A jak się Pan nazywa?
- Józef Gówno.
- Doskonale rozumiem chęć zmiany. A jak chce się Pan nazywać?
- Maciej Gówno.

12-letni blizniacy, Adam i Jakub, porównują prezenty, które otrzymali na urodziny od rodziców.
- Zobacz Jakub, jak mnie kochają. Dostałem komputer, sprzęt hi-fi, rower, hulajnogę, nowy telewizor i nowe wideo, a ty?
- Ja dostałem tylko ten przerobiony przez matkę wełniany sweter po ojcu i ciepłe skarpety z wyprzedaży. Ale nie narzekam. To przecież nie ja umieram na raka - odpowiada bratu Adam.

Dziennikarka skierowana do biura w Jerozolimie zajmuje mieszkanie z oknami skierowanymi na historyczna Ścianę Płaczu. Każdego dnia, kiedy spogląda przez okno, widzi starego Żyda Mośka z broda energicznie się modlącego. Ponieważ z pewnością jest on dobrym tematem na wywiad, dziennikarka udaje się w pobliże ściany i przedstawia się Mośkowi. Zadaje pytanie:
- Przychodzi pan każdego dnia do ściany, od jak dawna pan to robi i o co się modli?
Mężczyzna odpowiada:
- Przychodzę tutaj, by się modlić każdego dnia od 25 lat. Rano modlę się za pokój na świecie i za braterstwo ludzi. Idę do domu, piję filiżankę herbaty, wracam i modlę się o wyeliminowanie chorób i zaraz z ziemi. I o to, co bardzo, bardzo ważne, modlę się o pokój i porozumienie między Izraelczykami i Palestyńczykami. Dziennikarka jest pod ogromnym wrażeniem.
- I jak pan czuje się z tym, ze przychodzi tutaj każdego dnia przez 25 lat i modli się za te wspaniałe rzeczy? - pyta.
Starszy mężczyzna odpowiada spokojnie:
- Jakbym kurwa mówił do ściany.

Poszedł ksiądz na ryby, złowił jedną taką bardzo, bardzo dużą. I idzie zadowolony, po drodze spotyka rybaka:
- O, widzę, że ksiądz niezłego skurwysyna złowił...
Ksiądz na to:
- Co to za słownictwo?!
- Niech się ksiądz nie przejmuje! On się tak nazywa.
No to ksiądz zadowolony idzie dalej. Doszedł do plebani i spotkał siostrę zakonną:
- Niech siostra patrzy jakiego pięknego Skurwysyna złowiłem - cieszy się ksiądz.
- Co to za słownictwo, proszę księdza?! - zgorszyła się siostra.
- Niech się siostra nie boi, on się tak nazywa, niech go siostra zaniesie do kucharki, żeby go przygotowała, bo dzisiaj przyjedzie do nas biskup.
No więc zakonnica idzie do kuchni:
- Niech pani przygotuje tego skurwysyna - mówi do kucharki.
- Co to za słownictwo?!
- Niech się pani nie przejmuje, on się tak nazywa.
Kucharka przygotowała rybę i mówi do lokaja:
- Zanieś tego skurwysyna do stołu.
- Co to za słownictwo?!
- Nie przejmuj się, on się tak nazywa.
Lokaj zanosi rybę do stołu, gdzie już siedział gość, biskup.
- Przyniosłem skurwysyna.
A ksiądz na to:
- A ja tego skurwysyna złowiłem!
Siostra zakonna:
- A ja tego skurwysyna zaniosłam do kucharki!
A kucharka:
- No a ja tego skurwysyna upiekłam!
Na to biskup wyciąga z teczki flaszkę wódki, stawia na stole i mówi:
- No kurwa, widzę sami swoi...

Stoi gość na ulicy, z uszu leje mu się krew, gałki oczne na wierzchu wiszą właściwie na ostatnich żyłkach, między nogami pęta mu się wypadnięty odbyt, w dłoniach trzyma wątrobę, jelita jego leżą na chodniku, i mówi:
- To żem se kurwa, kichnął..