O 14:40 wyjechaliśmy z Warszawy w składzie: Sisiek, Natalia, Boguś, Tomek i moja skromna osoba. Podróż dla mnie dość uciążliwa, sporo korków na trasie, na szczęście wesołe towarzystwo i Faskil leniwie płynący z głośników zacierało te niemiłe wrażenia. Najśmieszniejszy moment to 'wyścig' z rowerzystą na trasie

W Radomiu byliśmy chyba około 17:00, zajechaliśmy jeszcze do jakiejś przydrożnej budy z żółtym M w logo, gdzie na parkingu od razu podeszli do nas fani lokalnej drużyny z propozycją umycia szyb ale po mojej grzecznej choć stanowczej odmowie zrezygnowali (a może to przez widok Krzysia wychodzącego z auta

). Następnie odwiozłem pasażerów do niezwykle gościnnego domu przy ulicy, którą na mapie reprezentuje tylko cienka kreska bez nazwy, a sam udałem się do domu odświeżyć się. Wiecie przez 2 godziny być odpowiedzialnym za życie 5 osób w tym jednej szczególnie ładnej robi swoje

Po 1.5 godziny byłem z powrotem ale nie było zbyt dużo czasu na beforowanie na pełnej k... Wypite jedno piwko, po czym w towarzystwie sałatek, wędlin, ogórków i innych cudów kulinarnych, część z nas udała się do klubu.
...a o 20:00 wszystko się zaczęło

Najpierw podejrzałem case'a Natalii, dyskutując na temat 'co bym zagrał gdybym był djem' i zgodnie stwierdziliśmy, że kilka parkietowych killerów ma

. Potem pierwsze uzupełnienia płynów (byłem pierwszym kupującym, powinni dać jakiegoś gratisa

), kolejne rozmowy, a w tle gęste, sążne, leśnie progi, za które odpowiedzialni byli Piotrek z Krzysiem, ten drugi jednak nas oszukał bo wcale nie czytał koranu w czasie grania, choć pewnie przyczyną było to, że po prostu nie umiał podłączyć mikrofonu

Potem przyszła kolej na Natalię, która bardzo udanie rozkręciła imprezę, bo w sumie było dość wcześnie, a na parkiecie dużo ludzi. Acha, napisać muszę: Arnej ładnie mnie przekosił

Konciala praktycznie nie słyszałem, byłem zajęty innymi sprawami

Ale w trakcie podchodów damsko-męskich Blueprint przebił się do moich uszów i teraz przyznać się, kto to tak się ze mną 'kłócił', że to nie to i mi wstydu przy dziewczynach narobił?

Will Holand ładnie, zgrabnie i przyjemne choć za lekko ale nie przeszkadzało mi to w dobrej zabawie. Na koniec Juma, i znowu nie słyszałem za dużo ale kiedy pojawiałem się na parkiecie, było grubo.
Skoro kwestia 'muzyczna' omówiona, mogę zająć się wszelkimi innymi przemyśleniami, które chodzą mi po głowie. Styl luźny tudzież dowolny. Generalnie było bardzo wesoło, dużo śmiechu i w ogóle

Stelmach masz u mnie minusa za przywitanie, zamiast to zrobić, to od razu zacząłeś podrywać moją siostrę, wołami trzeba było Cię odciągnąć

Ale nie martw się tym minusem, bo masz ogromnego plusa za przyprowadzenie do viproomu sympatycznej 3ki dziewczyn, no chyba że to nie Twoja zasługa?

Najlepsze wejście mieli Juma i Sivy, reakcja towarzystwa była taka jakby sam św. Mikołaj do nas przyjechał, a może to tylko ja cieszyłem się jak dziecko... Chłopaki, żałuję, że praktycznie to nie pogadaliśmy

Holland sympatyczny gość, cierpliwie rozmawiał chociaż mojemu angielskiemu po 10 browarach daleko do ideału. Zabawiłem się również w ochroniarza i przegoniłem 4 typków co to podawali się za zwycięzców konkursu radiowego, ja nic nie wiedziałem na ten temat stąd moja reakcja. Jak się później okazało trochę prawdy mówili. Konkurs był ale wygrał ktoś inny, swoją drogą to pasowali tam jak kwiatek do kożucha.
Skończyliśmy o 3 (?), zabrałem ze sobą Bogusia i Tomka i zamelinowaliśmy się u mnie. Chłopakom chyba nie bardzo się chciało spać bo jak przebudziłem się około 9 z ciśnieniem w pęcherzu to oni już rozmawiali w najlepsze. Nie było wyjścia i trzeba było się ogarnąć w czym bardzo pomogła zimna Warka i śniadanie, które było efektem talentu kucharskiego moich dłoni. Ponieważ należało coś ze sobą zrobić to planowaliśmy pozwiedzać Radom, szczególnie deptak bo tam jak wiadomo zawsze można na kimś oko zawiesić. Planowanie przerwała baza na Zamłyniu z zaproszeniem do siebie. Zaopatrzyliśmy się w specjalne 0.5litrowe bidony i ruszyliśmy w drogę. Spacer na kacu jakoś nigdy do przyjemnych nie należy ale daliśmy radę. W bazie czekali już Piotrek, Natalia, Krzysiek (Chris Asper), powoli dołączali inni i tak siedzieliśmy, piliśmy i gadaliśmy. Największy uśmiech miał Stelmach choć nie wiem co on taki szczęśliwy był przecież zgubił zegarek

Pojawił się też Holland, podpisał kilkanaście plakatów, kilka specjalnie dla nas

Przytrafiła nam się też przejażdżka jakimś wypasionym modelem mercedesa, nie pamiętam jakim ale pamiętam te 180km/h bez cienia zmęczenia silnika, wręcz 'niezauważalnie' w kilka,kilkanaście sekund. Poczęstowano nas smacznym obiadem, za co idą ogromne podziękowania dla Ewy!
Gdzieś około 19:00 byłem już bardzo zmęczony i wróciłem do domu. Niedziela również z kilkoma przygodami ale to już nie ma co pisać na forum, zostaje między nami.
Podsumowując: zajebisty weekend, podziękowania i pozdrowienia dla Was wszystkich, z którymi miałem przyjemność przebywać! A organizatorom tego całego wydarzenia należy się pomnik
