Bolą mnie jeszcze nogi :p Mam tyle do napisania, że nie wiem, od czego zacząć.
Czekałam na jedyny autobus do Płocka, nie będąc nawet pewną, czy się załapie. Mój przyjazd nie był pewny, w razie braku miejsc zapewne pojechałabym z przesiadką w W-wie, choć dokładnie nie wiedziałam, skąd tam jeżdżą autobusy do Płocka:p Gdy czekałam na bus, podeszli do mnie koledzy którzy również jechali na Audio, tyle że mieli jechać stopem. Zmienili zdanie i pojechaliśmy razem Niezmiernie mnie to ucieszyło, bo sądziłam, że drogę spędzę samemu słuchając zaległości od Apparata i Hawtina:p nagrałam sobie dużo transów ponadto na mp3, bo coś mnie naszło, ale podczas drogi ta ochota mi odeszła:p aż do dziś właściwie.
Podczas czterogodzinnej drogi słuchaliśmy z mp3 Apparata live oraz tego, co tutaj zamieścił Sisiek – półgodzinnego miksu (podobno) Hawtina, chociaż my z kolegą słuchając tego byliśmy pewni, że to lajwakt. Ja to przesłuchałam z 3 razy, Apparata też. Bo nic innego mi wcześniej w ręce nie wpadło od tychże ludzi. Słuchaliśmy też Holden & Thompson – Nothing (Original mix), jednak nikomu się nie spodobało. Kolega słuchając z mp3 miksu Hawtina: „poj**ało go.” xP Słuchając Apparata na początku się zastanawialiśmy, a raczej koledzy bo oni są ogarnięci jeśli chodzi o Apparata, Moderata i Modeselektora, czy to aby na pewno Apparat, gdyż wcześniej kiedyś Adam zasiał wątpliwość. Stwierdzili, że to jednak on.
Daniel w busie: „Sex, drugs and techno music.” Wspominaliśmy też szkołę muzyczną, dokąd chodziliśmy ja i D. Słuchaliśmy trochę moich Miksów; kolega: -Będziesz jak Magda..-

)
W Płocku byliśmy aż za wcześnie, bo około 14.00. Ruszyliśmy na plażę. Okazała się ona odległa od dworca, na którym wysiadłam, szliśmy z 45 minut. Następnie spotkaliśmy się z Siśkiem, Kamilem,
Tomkiem i jeszcze jedną osobą (nie pamiętam imienia) na ulicy Tumskiej. Wówczas moi koledzy zdecydowali, że pójdą teraz na plażę, a odnajdziemy się później za pomocą komórek, natomiast my z Tomkiem, Siśkiem i Kamilem poszliśmy coś zjeść. Pizza i makaron smażony z kurczakiem były niedobre, ale przynajmniej można było skorzystać z normalnej toalety, bo słońce grzało niemiłosiernie. Trudno było wytrzymać. Mnie jeszcze głowa boli i jestem zmęczona, ale uznałam, że im wcześniej napiszę post, tym lepiej. Następnie poszliśmy na pole namiotowe. Nie wiedziałam, że w Płocku jest taki ogromny spadek terenu. Z miasta na plażę prowadzą tam bardzo strome, rozklekotane, stare, niewygodne schody, z których łatwo spaść. To jest zdecydowany minus Audioriver i Płocka, bo jak już robią imprezę masowa tam, co roku, to jednak mogliby zrobić coś z tymi schodami, z których wystają druty. A jest ich tak dużo, że co jakiś czas trzeba sobie robić odpoczynek. Dotarliśmy na pole namiotowe po wymianie pieniędzy na opaski – chłopcy dostali różowe, ja – białą:P Do wieczora siedzieliśmy koło namiotów, bo nie było co robić. Mnie zależało, żeby być na terenie imprezy na 23.00, bo wtedy rozpoczynał grę Mistabishi. Tak się nam ze wszystkim zeszło, że trochę później wyszliśmy, niż należało. Wieczorem dołączył Ant, którego miło mi było poznać, pozdrawiam:) oraz , jeśli dobrze pamiętam, Macoson, Marta i Dawid. Sisiek : -Nazywam się Krzysiek, słucham Minimalu.-

:P Kilka razy dzwonił Stelmach z Radomia, któremu dziękuję za pozdrowienia i również pozdrawiam:) Sisiek, odbierając telefon po raz któryś z rzędu: -Dzień dobry, urząd skarbowy.- :p Do minusów organizacyjnych należy zaliczyć następujące mankamenty: siedzieliśmy kolo ogrodzenia, które ciągle się na ludzi przewracało i stanowiło zagrożenie; woda z pobliskiej cysterny spływała z górki w naszą stronę. Obok naszych namiotów z takiego wojskowego namiotu ciągle puszczali muzykę, od kiedy przyszłam. Jakość dźwięku nie była za dobra. Puszczali nawet jak już wychodziliśmy na Audioriver. Już na początku Sisiek się wkręcał, bo miejscami leciały niezłe minimale;p Gdy wyszliśmy z pola namiotowego, spotkaliśmy kilka osób. Poznałam Technika, którego serdecznie pozdrawiam! Śpieszyłam się na Mistabishi, a jeszcze nie miałam wymienionego biletu na opaskę (dziękuję chłopaki za bilet!), tak więc odłączyłam się od grupy. Akurat jak miałam już wymienić bilet i mnie przeszukali, zabrakło opasek. :-[ Z 20 minut czekałam na samą opaskę:/ Jakiś chłopak w kolejce się przedstawił, a potem taki tekst: - A ty w ogóle wiesz, na kogo tu przyjechałaś?- xD Gdy wreszcie dotarłam do najbardziej ode mnie oddalonego ze wszystkich scen Hybrid Tent, w którym to planowałam spędzić pierwszego dnia zdecydowanie najwięcej czasu, minęło pierwsze pół godziny miksu Mistabishi:( W namiocie znalazłam się koło 23.30. Pisali do mnie koledzy, gdzie jestem. Jakimś cudem znaleźliśmy się na Mistabishim i fikaliśmy razem n a drumach. To było marzenie zobaczyć i posłuchać, jak gra M. Miksować to on chyba średnio umie, niewiele w ogóle przejść zrobił, tak to puszczał kawałki po sobie. Ale tracki niezłe. Cały namiot tańczył. Mnie najbardziej ucieszyło Mistabishi – No matter what – oszalałam. Cały czas czekałam na produkcje własne od niego, bo producentem jest wyśmienitym. Niestety usłyszałam jedynie NMW. Puszczał też przez chwile Danny Byrd – Shock out bodajże z albumu Supersized świetnego zresztą (jeśli to był inny trak, niech mnie ktoś poprawi, a najlepiej da całą tracklistę). Coś tam jeszcze poznałam. Ktoś zgubił w piachu klapka:p Jakiś chłopak był już tak naćpany, że na wszystkich się przewracał, aż zmieniliśmy miejsce tańca. Potem w sobotę w Circus Tent [na Hawtinie chyba] widziałam tego samego. Żałuję, że nie słyszałam całego godzinnego występu Mistabishi. Mógł więcej własnych produkcji zagrać. (Później na polu namiotowym Dawid: -Jak było na Mitsubishi?- xD)
Kolejnym wykonawcą był Dub FX. Nie wiedziałam, że to już oni, kiedy na scenie pojawili się mężczyzna i kobieta z mikrofonami. Potwierdziło się to, co ktoś mi mówił, że Dub fx jest beatboxerem. Na początku się zastanawiałam, czy oni nie oszukują, bo niby robił bitbox do mikrofonu przez moment, a potem ta powtarzająca się próbka bitboxu leciała jako podkład. Niemniej potem stwierdziliśmy, że ktoś mu samplował na żywo te próbki. Było to w sumie ciekawe, nigdy wcześniej nie widziałam ani nie słyszałam czegoś takiego. Muzycznie Dubowo, połamane bity, ragga-wokale. Nawet mi się p0odobało. Trochę hip-hopu i na koniec przeróbka Ghostbusters. Dobrze to mieli wszystko przygotowane. To jest nieprawdopodobne, jaki e wielkie talenty ludzie mają. Po Dub FX wszedł Caspa. Chciałam posłuchać Rusko, ale jakoś ciągle mówili o Caspa. To nie wiedziałam czy Rusko jest w ogóle; poza tym koledzy zapragnęli teraz zmienić scenę. Mianowicie poszli na Daniela Bella. Do mnie zaś pisał Sisiek, by przyjść pod parasol Lecha, bo tam siedzi cała ekipa. Pisał też Macoson, że jest na Dub FX, jednak tego SMSa nie słyszałam bo plecak leżał na ziemi i odebrałam dopiero po wyjściu z Hybrid:/ Spotkaliśmy się wszyscy pod parasolem Lecha koło Red Tent. Poznałam Cryshisa, Czapaję, których pozdrawiam:] Spotkałam Majkiego, ponad rok go nie widziałam. Sporo znajomych widziałam, na Open erze zdecydowanie mniej. Dużo bardziej mi pasował Audioriver niż Open:] Open nie dla mnie, Audio –tak:] Chciałam iść na Chase and Status, których produkcje sobie jeszcze w busie odświeżałam, jednak już jakoś nie poszłam. Aha , już pamiętam, czemu : pokryli mi się z Hellem, którego koniecznie chciałam posłuchać. Kiedy wszyscy poszli na Radio Slave, którego nie znałam, sama poszłam na Hella. Niepodobna było go nie posłuchać. Nie żałuję, że właśnie tam spędziłam czas. Zajęłam sobie dobre miejsce na środeczku. Prawie dwie godzinki minęły mi jak z bicza trzasł. Sisiek będący w tym czasie na Radio Slave miał relację na żywo z seta DJ-a Hella ;P To w ogóle był FATALNY pomysl dać RS w tym samym czasie, co Hell. Fajne wizualizacje się pojawiały za Hellem i po obu jego stronach. –Mamo, ratuj. Gra DJ Piekło.- ;p Pseudonim jego mi się niezbyt podoba, ale gra – bardzo. Po raz pierwszy w życiu go słyszałam. Zagrał minimalistycznie, oszczędnie, miejscami bardzo masywnie. Przemyślany set, uważałam go wtedy za najlepszy do tamtej pory na Audio. Na Mainie nie było widać jego twarzy, padał na niego cień, jedynie tło się świeciło. Bardzo chętnie bym tego mixu jeszcze raz posłuchała. Mój Tel. Przeżywał oblężenie i już wtedy się zaczął rozładowywać, choć ładowałam go do ostatniej chwili. Postanowiłam więc pod koniec seta Hella, że pójdę choć na chwile posłuchać co takiego gra Radio Slave, że tak się wszyscy zachwycają, i poszukam znajomych. Z wielkim oporem wyciągnęłam sama siebie sprzed Maina. Trafiłam do Circusa na ostatnie 2 kawałki RS, które mi się nie podobały. Przedostatni był naprawdę nędzny.. Zobaczyłam Kamila i Macosona, zaś Siśka, który pisał iż jest z przodu przy barierce, nie było. Wszedł po RS Joris Voorn. Posłuchałam jego pierwszego kawałka. Wtedy chyba poszliśmy z Macosonem cos zjeść. Były długie kolejki. Szaszłyk wieprzowy po 10 zł:/ Następnie poszliśmy do namiotu na pole po wodę i cieplej się ubrać. Wróciliśmy na Jorisa Voorna. Bardzo młody. O dziwo nawet się rozkręcił i mi się zaczęło bardzo podobać, jak zaczął grać z tego swojego Apple’a bardziej technicznie, tribalowo, sążnie. Wcześniej kleił kawałki z osobnych próbek powycinanych z różnych utworów, na przykład z Plastikman – Spastik. Chociaż wolałabym żeby puścił całość, dopiero wtedy by się publika rozszalała. Krzyczeli, jak słyszeli poje dyn czy Sampel z tego. Mnie od darcia się na Audio jeszcze teraz chrypka trzyma. Poleciał tekst ze starego chyba hałsowgo tracka, nie pamiętam, czyjego: ‘Not everyone understands house music, it’s a spiritual thing. It’s body thing. It’s soul thing’ Bardzo dawno tego nie słyszałam. Równie dobrze można by powiedzieć: ‘Not everyone understands techno music, it’s a spiritual thing. It’s body thing. It’s soul thing’ lub wstawić słowo ‘trance’ bądź inne gatunki;] Po Voornie wszedł Sienkiewicz. Zaczął zaskakująco i zupełnie inaczej, niż gral JV. Ale tego można było się spodziewać. JS grał dobrze, tyle że nie słucham takiej muzyki, nie lubuję się w niej specjalnie.. Siśkiowi się oczywiście podobało, zaś Macoson poszedł na pole namiotowe, bo mu się nie podobałoo; mnie zreszta też nie, po prostu trzeba Lubic coś takiego. To nie było dla mnie. Niedlugo potem Sisiek też zrezygnowal (chyba był zmęczony) i poszliśmy na pole namiotowe. W tym miejscu musze bardzo podziękować temu koledze który był na tyle życzliwy i pomocny że pozwolil mi spać w swoim namiocie mimo że mówiłam iż prędzej to ja będę spać na dworze pod chmurka niż on. Jednak nie chciał troche mi głupio z tego powodu, tak wiecej nie będzie:P w każdym razie dziękuje bardzo i przepraszam za kłopot;*
następny odcinek mojej recenzji, czyli dzień 2, niebawem, bo muszę zjeść, iśc do kslepu itp;p;]