Po szaleństwach w Amsterdamie, jak widać na załączonych obrazkach, w imprezowy sobotni poranek ponownie zawitałem z wizytą do Hagii. Pomimo ogólnego kaca, humory wszystkim dopisywały, a gęste teksty szły jeden po drugim, bowiem w piątek cała ekipa poszła zwiedzać w dosłownym tego słowa znaczeniu dzielnicę czerwonych latarni i słynnych holenderskich przybytków rozkoszy, co szczególnie dla Łysego i Konciala wywołało niopisaną radość, żeby nie napisać że wręcz ekstazę i euforię
Nie będę tutaj przytaczać szczegółów - czyli kto, którą i jaką, gdzie i za ile - żeby nie gorszyć konserwatywnej części forumowiczów, jednak co to się wyprawiało powinno przejść do historii i kronik naszych imprezowych wyjazdów. Zgodnie stwierdzilismy się przy najbliższej okazji należy ponownie wykonać wspólny wypad, a następnie Łysy z zapałem i gorliwością wziął się do przeglądania forum garsoniera.com.pl i odloty.pl, z których przez cały dzień była taka pompa, że trudno to ująć w słowa nawet w najbardziej poetyckim przekazie

Po przeczytaniu kilku relacji, zarzuciłem temat dotyczący FBG, cennika FBG, który wszyscy z miejsca podchwycili. Bania i picie rozpoczęło się w najlepsze, a teksty bezapelacyjnie przebijają nawet wyczyny Gumka z Władysławowa. Prześliśmy do tematów "usług na świeżym powietrzu", "strefy niskobudżetowej", "milfów", "FBG", "skrzypiącej kanapy, pani po 50 i błotnych śladów" i ogólnie z wszystkim co związane z płatną miłością. Wieczorem chłopaki udali się na kolejną odsłonę Amsterdam Dance Events, ja zaś ruszyłem z kolegą do Gent na I Love Techno.
Sama impreza była zorganizowana perfekcyjnie, chciałoby się rzec że nawet lepiej niż Trance Energy, które wpisywało się w definicję organizyacyjnego ideału. Wejście, sprawdzenie biletów i zostawienie kurtki w szatni, na imprezie na której według organizatorów pojawiło się 35 tys ludzi zajęło mi 3 minuty (słownie: trzy minuty). Oznaczenia - co, gdzie i jak, jaki DJ gra w którym main roomie, telebimy, ulotki, zakup ticketów na napoje i przekąski, stoiska z pamiętkami i w koncu sam wystrój wnętrza i main room'ów sprawiało wrażenie, że całość organizują profesjonaliści i wybitni znawcy imprezowej branży, a nie jak to bywa w Polsce przypadkowi amatorzy. Wobraźcie sobie, że w toaletach przy takiej ilości ludzi było czysto, żadnych kolejek, a pani z serwisu co moment dostarczała rolki papieru!
Przechodząc do strony muzycznej, pierwszy set zaliczyłem od Len Faki, który po niemrawym początku ostro gonił w mechanicznych rytmach, a druga godzinka jego grania przypominała mi niemalże sety Kearney'a tylko w nieco zwolnionym tempie. Dobre techno na wysokim poziomie na sam początek. Gdy po nim na scenę wszedł Speedy J jazda była jeszcze bardziej konkretna, a Holender cisnąc z dwóch laptopów i decków fundował publice "niewidoczne przejścia" i udowodnił wielką klasę jeśli chodzi o technikę mixingu. Wstąpiłem też na moment posłuchać Paula Kalkenbrenera (szybko i bardzo ciekawie), a po nim przeniosłem się na scenę gdzie cisnął Vitalic i Dave Clarke.
Niestety ścisk był tak duży, że organizatorzy zamknęli main room Vitalica i Clarkea, gdyż weszło do niego 8 tys ludzi, więc musiałem sie przenieść na scenę z Cookers i Adamem Bayerem bo prawie nie było czym oddychać. Niestety od tej pory impreza przestala mi się podobać, bo zamiast techno na pozostałych scenach leciały jakiej zamulające klikaczo-cykacze z breakdown dłuższymi niż te z upliftowych produkcji Temple One i Bachora, z jednostajnych bitem przez 5 minut, więc około godziny 3 podjąłem decyzje o powrocie do hotelu. Słabo jak dla mnie pograł Laurent Garnier i Surkin - po prostu nie lubię minimalu, a takiego na prawdę było sporo.
Koniec konców imprezie wystawiam 7/10 (jak to Łysy powie: "atmosfera, wystrój"

); nie było źle, ale nie zanotowałem także takich wzlotów i uniesień jak na Hard House Academy w Londynie tydzień temu na secie Andego Withby i Kutskiego.
Dużym brakiem imprezy był brak przedstawicieli UK acid techno, które jest znacznie bardziej zróżnicowane niż typowy europejski styl, a szybki, mechaniczny suchy bit i bassline z koszącymi riffami acidowymi (słynne kwaśne linie z Rolanda TB-303) potrafią siać spustoszenie. Daję głowę że D.A.V.E. The Drummer, Hydraulix, Beroshima, trójka braci Liberator pograłaby o niebo lepiej niż wielu DJ z I Love Techno.
Poimprezowa niedziela upłynęla mi również w holenderskiej Hadze, dalszych śmiechach na temat milości za pieniądze oraz wyprawą na zwiedzenie centrum Hagi i pięknego kurortu nad morzem w Scheveningen, gdzie bylismy w wakacje z Łysym i BTS i skąd przedstawiam poniżej kilka fotek.
Wyjazd ogólnie rzecz biorąc niezmiernie udany w doskonałej atmosferze i szkoda że tak szybko się skończył. Do Holandii niestety wracamy dopiero na Trance Energy, a w najbliższym czasie lecimy na Planet Of Angels, Mayday i Fleminga. Pozdro dla kumatych Pawła S., Konciala, Łysego, Jumy i Marka!

Forum garsoniera.com.pl, które szczególnie spodobało się Łysemu

Komentarze i oceny pań świadczących płatne usługi przejdą do historii

Red Room, w którym cisnęli Len Faki, Vitalic i Dave Clarke

Len Faki in the mix, którego drugą godzinę grania wspominam bardzo miło

Tak wyglądała kolejka na wejscie do Blue Room na set Zombie Nation

Główny hol z którego rozchodziły się wejścia do poszczególnych main roomów

Speedy J, który zagrał najlepszego seta

Kolejna fotka Speed'iego, który z dwóch laptopów i deckow wyczyniał cuda

Na secie Dave Clarke, publika zjawiła sie tak licznie, że nie było szans dostania się pod scenę

Piękny kurort w nadmorskim Scheveningen, który zwiedzalismy w niedzielę

Jak powyżej, hotel z niesamowitym widokiem na morze

Pijane guście po nocy pełnych wrażeń

Łysy za swoje wyczyny otrzymuje odemnie miano Największego Ruchacza Imprezy