Byłem widziałem, zaliczyłem. Krótka relacja, plusy minusy itd.
Organizacja bardzo dobra, dużo ochrony, szybkie wejście na teren imprezy. Kontrola biletów i przeszukiwanie szło sprawnie. Teren imprezy intuicyjnie zaplanowany. Było picie, jedzenie, pamiątki i gadzety w przystępnych cenach. Do tego naprawde niezłe wesołe miasteczko. Z kiblami nie było większego problemu, by było ich dużo. W barach nie było kolejek. Obsługa była sprawna.
Kwestia muzyczna.
Najlepiej urządzoną sceną było Cream Stage. I to własnie na niej zabił mnie James Zabiela. Pete Tong też dał niezły pokaz. Później jeszce bujałem się przed Johnem Digweedem. Co do głównej sceny, to line up był cienki, jedynie Mylo dobrze nakręcił swój występ. Tiesto głowna gwiazda main stage, oczywście miał największą publike, teren main stage był po brzegi wypchany podczas jego występu. Ale jak dla mnie to z tych jego wypocin nic ciekawego nie wyszło. Ale jednak większosc ludzi chyba przyszła głównie dla niego. Czekając w kolejce do kibla poznałem angielke która czekała na wystep Tiesto i niesamowicie sie nim podniecała

.Nagłośnienie głównej sceny było marne. Jak któs stał na samym końcu to słyszał tylko basy, nie dało się natomiast wyraźnie słyszeć melodii i wokalu. Sceny Swedish House Mafia Arena i Ape Stage odwiedziłem tylko na chwile, gdyż Swedish House Mafia mnie niezbyt interesowała, a na Ape Stage grali drumy i dubstepy co nie bardzo odpowiadało moim towarzyszom. Ale obydwie sceny były dobrze urządzone i nagłośnione. Dużo czasu spędziłem też na Chibuku Stage przy setach Laurenta Garniera, a później przy Live Accie jakiegoś pana który stał tyłem do publiki, mieszał cos na dużym ekranie dotykowym, a wokół niego stało 5 panów z laptopami, i on był takjakby dyrygentem dla nich? Nie wiem na czym polegał ten system ale było niezwykle widowiskowo, i egzotycznie jeśli chodzi o muzyke.
Jeden wielki minus dla organizatoró za to co działo się po godzinie 23. O godz. 23:00 zakończył się ostatni występ (tj. Tiesto) na Main Stage. Po tym ludzie rozeszli się do innych scen, każda była przepełniona i przed wejściami były jeszcze dłuuuuugie kolejki żeby sie do którejś z nich dostać. Żeby wejśc na Cream po 23 co graniczyło z cudem, trzeba było się cisnąć w kolejce ponad 30 minut żeby wejsć do środka, a tam i tak panował totalny ścisk, nie dało się tańczyć. Najłatwiej było wejść do Chibuku i Ape, choć w środku też było jak w czołgu.
Tak z ciekawostek - po zakończeniu imprezy taksówkarze rządali od ludzi nawet 100 funtów za dowóz na odległośc 10 mil, gdzie normalnie taki odcinek kosztuje jakieś 12 - 15 funtów. Ale byli desperaci którzy wykladali takie pieniądze.
W wesołym miasteczku było kilka fajnych extremalnych karuzelek. Wsiadłem na taka jedną. Podczas tej przejażdżki nie tylko serce miałem w przełyku ale i moja kupa zaczeła mi podchodzić do gardła. Mocne przeciążenia były

Na Chibuku Stage zaczepiła mnie pewna angielska dziewczyna bo miała koszulkę z takim samym motywem jak ja. Poszaleliśmy na Chibuku Stage przez kilka godzin, i nie poznałem nawet jej imienia

Podsumowując - miałem napisać krótko, ale wyszło długo. Impreza miała klimat jakiego już dawno nie czułem. Ogólnie myślałem że drożej wyjdzie, ale ceny w stosunku do atrakcji miło mnie zaskoczyły. Jak będzie możliwość to za rok jade ponownie. Na cały weekend

Koniec transmisji.