Parę słów od kolejnego naocznego świadka

Po pierwsze: nagłośnienie...
Po drugie: nagłośnienie...
Po trzecie: nagłośnienie...
Powyższa wyliczanka sprowadza się do jednego - nawet jeśli muzycznie było dla mnie świetnie (z małymi wyjątkami

) to hasło:
-"dlaczego tak napier....?"
-"Tak się gra w Krakowie"
zupełnie do mnie nie przemawia.
Co dziwi mnie najbardziej, mam wrażenie, że liczba osób na parkiecie była wprost proporcjonalna do poziomu głośności a powinno być chyba odwrotnie

Świadczy to po części o sporej liczbie przypadkowych osób, mimo limitu wejściówek...
W każdym bądź razie chwilami miałem wrażenie, że nadchodzi jakiś kataklizm a nie klimatyczny utwór.
Z relacji najbardziej zainteresowanych, czyli dj'ów wynika, że wszelkie próby znormalizowania głośności w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara kończyły się fiaskiem.
Przesunięcie czasu do tyłu o godzinę automatycznie powodowało ruch odwrotny o 2 w przód i nie było zmiłuj, bo publiczność krakowska jest wymagająca i potrzebuje bitu i sążnego bassline'u

Bez dyskusji. Grać nie gadać, jak nie to wyjdź

zatem Moshic niewiele tu miał do powiedzenia w tej kwestii...
W co najmniej kilku przypadkach nie mogłem rozpoznać zupełnie znanych mi numerów a to już o czymś świadczy
Dotrwałem do końca imprezy, ale chyba dlatego, że miałem między 2.30 a 4 przymusową przerwę w pobycie w klubie

Również żałuję, że nie dane mi było posłuchać Marcooza od początku, gdyż to co słyszałem było zarówno na akceptowalnym poziomie głośności jak i trafiało w moje preferencje muzyczne.
Podobnie w przypadku miksu Arta, najlepszy wg mnie set imprezy, niemniej jednak zło w postaci poziomu głośności już nadchodziło...
Artt zagrał m.in. Ozgur Ozkan - Istanbul Twilight (Domased Electronica Remix), później dwie świetne delikatne produkcje, z których jedna to Dr K & Shiha – Zoria (Original Mix) później jeszcze pełen mroku Bioluminescense – Cherokee (RPO Remix) Ogólnie świetny set i tyle.
U Gudowskiego kilka dobrych nagrań, ale bardziej tribalowa otoczka przy zbytnim natężeniu dźwięku zrobiła swoje i musiałem się ewakuować. Niemniej jak usłyszałem "Killa" nie mogłem odmówić

Moshika nie słyszałem w całości. Pierwsze 2 godz. i ostatnie 40 min. O ile pierwsze 2 godz zmęczyły mnie okrutnie (utwierdził mnie w przekonaniu widok Wojtka, który męczył się nawet w sali obok

)o tyle po moim powrocie chyba jednak udało się wreszcie przemówić do rozsądku organizatorom i końcówka wypadła okazale, klimatycznie i szkoda wielka, że nie mogła tak być cały czas...
Co do samego Moshika. Wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Po występie wyszedł do ludzi, chętnie rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Przy czym cały czas pozytywnie nastawiony, przyjemnie było zamienić parę słów zatem ma u mnie duży szacunek

Przy okazji szkoda, że nie zdążyłem poznać wszystkich obecnych forumowiczów, ale wszyscy pierzchli na widok tej dźwiękowej fali tsunami

Sector, kolejna scenka rodzajowa wymiata hahaha, trafne podsumowanie

Mogło być rewelacyjnie, jak było każdy widzi... tfu słyszał, a niektórzy nawet nie słyszeli
